Po pierwsze liście od razu zaczęły schnąć i w końcu wszystkie opadły. Wszystkie gałązki, które uschły przycięłam. Natomiast same pomidorki zaczęły pięknie dojrzewać i są pyszne. Stwierdzam, że przesadzenie całego krzaczka po sezonie, na którym było mnóstwo jeszcze zielonych, niedojrzałych pomidorków, okazało się całkowitym sukcesem 💪 Polecam, bo na zewnątrz taki krzaczek przy jesiennych temperaturach nie miałby zupełnie szans.
Oczywiście znikają na bieżąco. Nie ma to jak pomidorek prosto z krzaczka o tej porze roku.
podziwiam :) ja nie mam kompletnie ręki do kwiatków, a warzywa to już wogole bym nei wyhodowałą :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Też tak kiedyś myślałam o sobie.. ;)
UsuńTo coś dla mojego męża. Kwiatki i roślinki to jego działka. :)
OdpowiedzUsuńSuper! :)
UsuńTeż sadzę pomidorki koktajlowe na tarasie, ale już pod koniec września jest ich koniec - niestety :)
OdpowiedzUsuńEhhh, chciałabym, żeby rosły przez cały rok... :)
UsuńNawet ciekawie wygląda jako ozdoba :) I zdecydowanie lepsze niż sklepowe...
OdpowiedzUsuńFajnie miec wlasne warzywa ;) z pewnoscia sa smaczniejsze niz te sklepowe ;)
OdpowiedzUsuńMy też palnowaliśmy domową uprawę warzyw w doniczkach... ale roślinki nie przetrwały ataków dieci...
OdpowiedzUsuńSzacun! Jedyne zioła, jakie miałam uschły!! Grrr!
OdpowiedzUsuń